piątek, 16 grudnia 2016

Wariacja na temat, o którym wiedzą wszyscy nawet jeśli nie chcą

Na okoliczność wszystkich około jezusowych spraw, myśli i wydarzeń, które nad wyraz szczelnie wypełniają od jakiegoś czasu moją codzienność, pomyślałam o wierszu powstałym półtora roku temu w tamtym mieszkaniu, które mijała rzeka.


Pod Twoją Obronę


Pod Twoją obronę się uciekamy,
święta Boża Rodzicielko,
wszak pięknem jesteś i stałością, a my
zdjęci niepewnością wielką.

Racz nie pogardzać naszymi prośbami
i nas uchowaj od złego,
co jakiś czas się wstawiając za nami
wszystkimi u Najwyższego.

Panno chwalebna i błogosławiona,
trwaj przy nas, a gdy strach minie
spraw, ażeby każda dusza strzeżona
była w najgorszej godzinie.

Najukochańsza Matko Pocieszenia,
jeszcze jedna ważna sprawa -
od teraz aż po kres wszego stworzenia
Dziecku swemu nas oddawaj.


07.
‘15

niedziela, 20 listopada 2016

Już nawet nie

Już nawet nie godziny. Każda minuta ma znaczenie.
A Pan Bóg działa natychmiast.
We właściwym czasie.
Wiadomo.


Szymon



Szedł, aby kochać, szedł, by być kochanym,
szedł jak i wszyscy przed nim oraz po nim,
by dojrzeć świetlistość spojrzeniem rozwianym,
by dojść i pochwycić ciepło czyjejś dłoni.

Choć wiatr się układał w przeraźliwe wycia
pod jego nogami kłodami tak chciwie,
on jeden na świecie miał znaleźć sens życia,
jak gdyby nikt wcześniej nie cierpiał prawdziwiej.

Więc co rusz przyspieszał z braku cierpliwości,
gdyż był przekonany, że cel mu ucieka;
to znów upadał, lecz ów cień miłości
gdzieś w świecie na niego przecież musiał czekać.

W samotnej swej drodze nauczył się tego -
nie przeszedł nikogo prócz siebie samego.


03,
‘14

czwartek, 13 października 2016

Dlaczego nie pracuję jak inni

Otaczają mnie ludzie (choć „otaczają” to zbyt dużo powiedziane), którzy nie mają czasu. Bo praca, praca, obowiązki, obowiązki, jeszcze trochę pracy i może nauki – w końcu jesteśmy na studiach. Dlatego w przerwach między czekaniem na jedną osobę, a drugą, wymyślam sobie kolejne mniej lub bardziej rozwijające zajęcia. Z tym że ostatnio dopadła mnie stagnacja. A po jakimś czasie z pomocą przyszedł internet. Znalazłam artykuł z dziedziny tych motywujących do działania, acz nie żałośnie-oklepanych, i na okoliczność tego wpisu pozwoliłam sobie dopuścić się przekładu kilku wypunktowanych myśli z owego tekstu, najbardziej moim zdaniem wartościowych. Link do całości poniżej.




7. Unikatowym jest to, co robisz oraz kim jesteś, i nikt na świecie nie zrobi tego tak jak ty. Z tego właśnie powodu musisz to zrobić sam.
11. Zmiana zaczyna się wewnątrz. Nie patrz nazewnątrz siebie, by podjąć działanie. Spoglądaj do wnętrza.
22. Nie podporządkowuj się wyobrażeniu innych o tym, „jak to się robi”. Jeśli twój sposób działa, pracuj!

Punkt dwudziesty drugi przypomniał mi o zdegustowanej minie mojej mamy, gdy znowu siedziałam i „tylko” słuchałam muzyki. A to przecież nic innego (przynajmniej w moim przypadku) jak gimnastyka mózgu, analiza czegoś nowego i pobudzanie czasami przysypiającej kreatywności. I podróż. Zawsze, zawsze, zawsze podróż. Na przykład w góry. Jesienią.





Jesienną głęboką, bezwonną purpurą


Noc legła na zboczach gór błogo zlesionych
jesienną głęboką, bezwonną purpurą,
zaniósłszy dziękczynnych modlitw lekkie słowa
srebra bogom odwiecznym ich obu – chmurom.

Bezkresu majętność, co skrywa się w górskim
wieczorze jednako co w górskiej jesieni
zawarta w chaosu, hałasu jest braku,
lecz samotnią również, wibrując, się mieni.

Noc w jesień odziana swym tańcem zmęczona
na mchu uspokaja dech. Włosy jej lisie
wiatr przygładza szumem, trąca o ramiona;

a bezkres w stałości przygląda im się.
Choć rozpacz rozdziera go – by mogła skonać
pozwala raz jeszcze… Opadają liście.


06.
‘15

środa, 28 września 2016

Językiem zabawy

Jeden powie, że Księżyc jest jeden, niezmienny, wciąż ten sam; drugi, że ile wschodów Słońca, tyle i wschodów Księżyca, a może i jeszcze więcej, bo to człowiek decyduje. I kto tu ma rację? I dlaczego obaj?

Ile księżyców, tyle żyć. Bo to człowiek decyduje.

 

Modlitwy księżycowe


„Najdroższy mój, jedyny mi,
przyszłości me i duszę mą
bezpiecznie w swoim sercu skryj.”
Nad nimi lśni der Mond.

„Żałośniej niż ja – pewnym tego -
nie wyśpiewa żadna struna
gdy tęsknię, boś jest za daleko…”
Tym dwojgu – la luna.

Chroni ją przed wiatrem chusta,
a ona tuli go i mu
śle przeczułe szepty w usta.
Podgląda ich the moon.

„Że prawdę mówię, sama wiesz -
nad byt przy tobie więcej nic
nie trzeba mi”, a słowa te
mgłą osnuwa měsíc.

On (siedzą na ławce w parku)
wręcz modlitewny przybrał ton,
a z nią słucha z zakamarków
nieb kopenhaskich månen.

„Z tobą, moja złotowłosa
bezcenny jest każdy moment.”
Ukradkowe śle z ukosa
spojrzenia chłód-månen.

Miliony księżyców Ziemia
ma, choćbyś wątpił, oniemiał,
i tylko przestrzeń zamienia
dusze. I spojrzenia.


09.
‘16


piątek, 2 września 2016

Realia pierwszowrześniowe

Prawda jest taka, że głupoty też trzeba pisać. Zatem dwie fraszki. (Do flaszki).


Na trunki

(To nie moja wina)
dzieci słodycz wolą –
od zacności wina
wódkę z coca-colą.


09.
‘16



Na męża


Mąż jej miał szeroki przełyk,
podniety iście bydlęce.
Jej złamał tylko kręgosłup,
sobie zaś, niechcący, serce.


08.
‘16

wtorek, 19 lipca 2016

Wracam

Każdy miesiąc ma swój kolor. Nieprawdaż?


Lipiec


Lipiec jest miesiącem złotym w wielu względach -
złocone miłostki wystawia pod najem.
Serce me to pielgrzym, podróżnik, przybłęda,
co daje się złocić i całe się daje.

Przeszłość na raz blednie, gdyż nie jest lipcowa.
Przyspieszają myśli pierzyć się tym złotem.
Próby cierpliwości strzegą złote słowa:
coś się rodzi teraz i coś wzrośnie potem.

Do punktu powracam wyjścia, zatem odtąd
niczym pył wiruje i tak błyszczy oto
wypolerowane mej ufności złoto.

Lipcowa nadzieja pytanie pozłaca;
pytanie to w palcach jak pieniądz obracam:
jestem ja słaba czy silna, że wracam?


07.
‘16

środa, 6 lipca 2016

Po raz pierwszy w życiu dziś

Rokrocznie na początku lipca dopada mnie lęk przed przyszłością. Bo o ile tej dalszej nie mogę się doczekać, o tyle przeraża mnie ta, która właśnie się zaczyna. Zawsze przytłaczał mnie ogrom przestrzeni o czasu, jakie niosą ze sobą wakacje, zupełnie, jak gdybym stała na skraju pustyni – pustynia skazuje na przestrzeń, wakacje – na czas. I ja sama po raz kolejny mam wymyślić, jak go wykorzystać…?

Tak. No to wymyślam.

Co jakiś czas przypominam sobie (dość niedorzeczne, ale o tym za moment) pytanie z serii tych motywujących: Kiedy po raz ostatni zrobiłeś coś po raz pierwszy w życiu? Może zachęcać do refleksji, może zachęcać do działania. Może też być dla niektórych śmieszne – dla tych bowiem jedyną słuszną odpowiedzią jest albo: „Wyobraź sobie, że dzisiaj!”, albo: „Wyobraź sobie, że wczoraj”, jeśli akurat dzień dopiero się zaczyna. Wraz z upływem godzin odpowiedź nr 2 powinna nieodwołalnie zamieniać się w odpowiedź nr 1. I tak codziennie.

Czy piszę bzdury, o których nie mam pojęcia, tak naprawdę całymi dniami przesiadując samej w domu? Nie, wszak nie mam na myśli spływu kajakowego w środę, lotu na paralotni w czwartek, a lotu do Azji w piątek. A może…?

Myślę o małych rzeczach, w których kryje się magia chwili, a które dają choć odrobinę satysfakcji z nowego, ciekawego doświadczenia. Dni mogą się ze sobą zlewać, a doświadczenia na siebie nakładać, ale coś coś mimo wszystko powinno je od siebie różnić. Dzisiejszy poranek spędziłam na układaniu mozaiki na blacie stolika ogrodowego. Wczoraj po raz pierwszy malowałam kawałki szkła. Przedwczoraj po raz pierwszy tłukłam słoiki i butelki. I było super.

Zatem, Drogi Odwiedzający, co Ty zrobiłeś dziś po raz pierwszy w życiu?

P.S. A dwa lata temu po raz pierwszy i, jak dotąd ostatni, napisałam wiersz o śmiejących się w noc sąsiadach.


Śmiech nocny
                        do sąsiadów


Uniósł się pod niebo śmiech tak bardzo letni,
perlisty, beztroski, wszak prócz towarzyszy
zabaw (a te przednie) nikt go nie usłyszy
w nocy – ją niebawem sierp księżyca zetnie.

Uniósł się i dźwięczy, od ulic odbija,
od domów, ich dachów, od kostki brukowej,
i kołuje pijany wśród nocy sierpniowej
zdziwion, że czas konać, chociaż noc nie mija.



07.
‘14

piątek, 10 czerwca 2016

Boże, jak tu pięknie

Jadąc ostatnio autostopem, pomyślałam, że życie jest jak jazda autostopem. Wiem – głębokie… Myśl, którą chciałam przekazać w tym poście zawiera się w teorii efektu motyla. Owej bowiem uniwersalność i siłę poczułam, gdy wysiadłam z samochodu podwożącego mnie mężczyzny (drugiego już tamtego dnia). Stanęłam przy rozpadającym się przystanku wchłanianym przez morze zieleni kwitnących traw. Samochód już dawno zdążył zniknąć za zakrętem, a ja na przemian powtarzałam „Boże, jak tu pięknie!” i „Kurwa, gdzie ja jestem?!” Ale dobrze wiedziałam gdzie – dokładnie tam, gdzie miałam być – pośród pól na drodze krajowej nr 79 pięćdziesiąt kilometrów od Krakowa, w najbardziej spontanicznej z dotychczasowych wypraw.


Rzadko kiedy pojmujemy, jak wiele drobiazgów może znacząco coś zmienić. Nie korzystając z pierwszej propozycji (5 kilometrów lepsze niż nic, a i ta była w sumie trzecią), nie dane by mi było wszystko to, co jeszcze miało miejsce tamtego wtorku. Bo byłoby inaczej, gdybym pojechała dwie minuty wcześniej, godzinę później, gdybym nie pojechała wcale. W tym jednym jedynym przypadku gdybanie jest w porządku – „gdybym był zrobił to inaczej”, a nie „gdybym był w ogóle to zrobił”. To człowiek z plecakiem decyduje, do którego samochodu wsiąść; czy brać, co oferuje życie i jedną trasę pokonać z czterema przesiadkami, czy wciąż stać w jednym miejscu i kręcić nosem, że nikt nie jedzie dokładnie tam, gdzie sobie akurat życzy.

Wiele opcji.

Droga wolna.

Ja już nie waham się, czy coś zrobić; rozważam tylko jak i kiedy. I póki co dojeżdżam.



O dziwo

Dziarsko pan Wisłę mostem przemierza –
starszy pan z głową od dawna już siwą –
a mijający go nie dowierza:
on się do życia śmieje o dziwo.


02.
‘15



P.S. Wielkie umysły myślą podobnie! Pomysł na ten wpis chodził za mną od dwóch tygodni i w międzyczasie natrafiłam na post znajomego o podobnym przesłaniu.



Szczerze polecam szukajacinspiracji.pl, bo a nóż właśnie tam ją znajdziecie.

czwartek, 19 maja 2016

Nie ma że boli – trzeba żyć

Z trzydniowego wrocławskiego święta muzyki wróciłam w towarzystwie pomysłów. Na rymy, na dźwięki, na najbliższą przyszłość. I od tamtej pory nowy – muzyczny – sposób postrzegania świata, nie tyle towarzyszy mi, co wręcz mnie prześladuje. I niezwykle mi z tym dobrze.
            Patrzyłam bowiem na ludzi, którzy robią swoje, którzy robią inne, i którym się w tym wszystkim udaje. I stwierdziłam – można! A ci, co twierdzą, że na scenie muzycznej/ literackiej/ filmowej/ jakiej bądź nie ma już miejsca i/lub wszystko już było… w sumie nie muszą nawet próbować. Tak jest łatwiej.
            A praca ma to do siebie, że łatwa nie jest. Pracuję więc nad przyszłymi wspomnieniami, bo nikt mi ich nie da, wmawiając sobie za każdym razem: ALEŻ OCZYWIŚCIE, ŻE CI SIĘ CHCE. A później każda minuta nowego doświadczenia uświadamia mi, jaka byłabym głupia, gdybym została w mieszkaniu.
            Statystyka na maj: 17 koncertów, 6 tekstów (jeden z melodią), 2 darmowe piwa, i jedna zakatarzona bratnia dusza.

(fotografia autorstwa Floriana Klauera)

Strofy o pracy


Ileż wszechstronności kryją wieki w piórze!
Ci na klawiaturze, tamci zaś na skórze
życia wypisują, a ja wciąż nie mogę
nadziwić się wzniosłej pisarstwa naturze.

Kreśli nowe światy, więc człowiecza ręka
raz jest chlebem miękka, raz czym głodu męka
przypomina sobie. I pisze, wciąż pisze,
gdy serce zaśmiewa się i kiedy pęka.


05.
‘16

środa, 20 kwietnia 2016

Albo ma się wszystko, albo trochę mniej

Albo się jęczy, że się nie ma wszystkiego, albo, że się miało całkiem sporo i wcale nie było tak najgorzej, ale teraz jest już za późno, żeby to docenić. Niemniej, rzadko kiedy zostaje się z niczym.

Wszystko na świecie ma to do siebie, że skoro się zaczęło, musi się skończyć. I w tym momencie większość rozpacza, bo zapomina, że jest też druga strona medalu - każda karta kiedyś się odwraca, a to dziwne uczucie pustki po końcu też zawsze ma swój koniec.

Więc albo nie można sklecić nic sensownego przez cztery tygodnie z rzędu, albo nagle pisze się cztery teksty w jeden wieczór. I wszystko dzięki pani Agnieszce Osieckiej. No, wszystko, albo trochę mniej.


Blondyn spod kawiarni


Blondyn spod kawiarni
troszeczkę niezdarnie
o uwagę prosił
serce me.

Ależ jest uroczo
spojrzeć w oczy oczom.
Czy los sprzeciw znosi?
Chyba nie…


04.
‘16

piątek, 1 kwietnia 2016

Nie wiem

Chciałam wiedzieć zbyt wiele na raz. Zamiast tego dowiedziałam się, że nadal muszę zbroić się w cierpliwość. Nie wiem tylko jak długo, a bardzo bym chciała. Znowu chciałabym wiedzieć zbyt wiele jak na dwie dekady życia – nie wiem, jak długo mam czekać, nie wiem, czy w ogóle dobrze robię, że wciąż czekam, nie wiem, czy szukać; szukam nieustannie. I celu, i szczytu. Skoro nie przyszła góra do Mahometa, ja mogę podejść pod mój szczyt. Naprawdę chętnie. Pobiegnę. Choćby zaraz. Tylko gdzie?



Za najdalszym celem

Co jeśli nad szczytem, za najdalszym celem
albo hedonizmu kompletnym weselem,
gdzie zmierzał człek życie całe w strugach potu,
już nie ma nic więcej? I nie ma powrotu?

Co jeżeli jednak jest wszystko na marne?
Pomimo iż w pędzie, o dziwo, niezdarnie,
biegł, ach biegł zżerany ogniem wirtuoza…
Poezja to jest już czy jeszcze to proza?


03.
‘16

poniedziałek, 22 lutego 2016

Pierwsze naśladownictwo, do którego się przyznaję

Rozmiłowałam się w antologiach. Za sprawą czytanej przeze mnie obecnie „Strofy o porach roku” przypomniały mi się utwory Kazimierza Wierzyńskiego otwierające jego debiutancki tom „Wiosna i wino”, do którego właśnie w tej chwili odsyłam.

Niezwykle melancholijny ten miesiąc. Melancholijny, jeśliby przyrównać go do pozostałych… A ja staram się oduczyć niewdzięcznego nawyku porównywania: siebie do innych, mojego życia do żyć innych, mojej ciszy do nie mojego śmiechu. To trudne, ale racjonalne. Każdy ma jedną historię. Choć wydaje się, że zawsze ktoś ma lepiej, dla przeciwwagi miliardy ludzi zawsze mają gorzej. Żadne to jednak pocieszenie, ot zwykła właściwość wszechświata. Dlatego po raz setny trzeba robić swoje. Bo nagroda też będzie tylko twoja, Drogi Czytelniku.

(fotografia autorstwa Carmine De Fazio)

Więc, porównując już po raz ostatni (albo przynajmniej jeden z ostatnich), mimo wszystko wybieram Kazimierzowski pierwowzór. I czekam na zieleń.


Naśladownictwo z „Zielono mam w głowie”


Szarości mam w sercu i ból w nim dudniący
ilekroć coś ze snu mnie raczy wybudzić.
Pod wiecznie niezmiennym niebem trwam niechcący,
czekając przez życie i stroniąc od ludzi.

A pragnę kochankiem świata stać się, co się
upajać, upijać i wiosną, i winem
potrafi, co słocie śmiechem gra na nosie,
i co zamiast smutkiem - człowiekiem być winien.


02.
‘16

niedziela, 7 lutego 2016

Bajka o tym, dlaczego Pan Bóg zesłał na Ziemię Aniołki

W zasadzie nie wiem skąd. Więc pewnie tak samo z siebie.


Bajka o tym, dlaczego Pan Bóg zesłał na Ziemię Aniołki

Dawno, dawno temu, u początku czasu
przystanął Bóg Ojciec na płytkach tarasu.
W dół spojrzał na Ziemię wprost przez balustradę –
była ona dobra. Tylko jedną wadę
(śród rozlicznych zalet) dostrzegał co rusz w niej –
tchnął w nią nazbyt mało muzyki prawdziwej.
Nie czekając zatem dłużej ani chwili,
pstryknął palcami… Pstryk! Anieli zjawili
się wraz w Niebiańskości przecudnym pałacu,
lecz żaden nie wiedział ni po co, ni na co.
Pan Bóg się uśmiechnął, po brodzie pogładził
i powiódł wzrokiem po anielskiej czeladzi.
A sześćset sześćdziesiąt sześć, co do jednego,
Aniołków patrzyło w oblicze Świętego.
Lecz, nie wiedzieć czemu, się żaden nie ważył
zapytać swojego Anioła na straży,
o co tak naprawdę chodzi w tym zebraniu.
Pan Bóg, by kres zadać w niewiedzy czekaniu,
wyciągnął zza pleców roziskrzony worek
pełen leciusieńkich złotych aureolek.
Aniołkom od razu oczęta zalśniły.
Niepewność zelżała, ciekawość zaś w siły
urosła w serduszku każdego Aniołka,
a myśl pofrunęła ku wnętrzu tobołka.
Wtem Pan Bóg się ozwał: „Moi przyjaciele,
aureoli mam tu dostatecznie wiele.
Aby żaden z was się nie czuł pokrzywdzony,
zabrałem dla wszystkich anielskie korony.
To symbol jest cnoty, pokory, światłości,
więc kto swą dostanie, niech godnie ją nosi.
A jako żem Ojciec, mam do swoich dzieci
prośbę: niechaj każdy na Ziemię poleci,
by ją przygotować na czas wielkiej chwały,
i by wykorzystać potencjał jej cały.
Chcę, byście na Ziemi mieszkańcom jej przyszłym
pomogły odnaleźć światło w dniach szarzyzny.
I by to uczynić, musicie, me małe…
Ich jak najdokładniej zapoznać z metalem”.
Oczęta Aniołków zrobiły się większe.
„Muzyka muzyki! To wiersz jest nad wiersze!
To wirtuozeria i muzyki sedno.
I jeszcze, Aniołki me, powiem wam jedno –
nie bójcie się, wszakże na odwagę wam dam
sześćset sześćdziesiąt sześć diabelnie dobrych gam.
Do tego każdemu ulubione solo,
więc lećcie, gdzie tylko wam skrzydła pozwolą!
Do Peru, Japonii, na krańce Afryki –
niech wszędy zagości duch boskiej muzyki!
W tym worku was czeka świetlista nagroda,
więc umowa stoi? Co wy na to? Zgoda?”
Wnet na twarzach wszystkich Aniołków zagościł
szczerszy od najszczerszych uśmieszek jedności.
W niebo uniosły po dwa wyprostowane
palce, przez kciuki dwa zaś przytrzymywane,
po czym się rozpierzchły i tylko za niemi
dźwięki wibrowały w ich drodze do Ziemi,
co wydobywały się wprost z Niebios trzewi,
a nic to innego – metal trash i heavy.
Niebo je żegnało w słowa już im znane:
Rock&Roll, oh, hell yeah, Szczęść Boże i Amen.


02.
‘16

wtorek, 26 stycznia 2016

Twój wybór

To co, kto wybiera ciężką pracę i czynienie życia niezwykłym? Tworzyć, tworzyć i jeszcze raz tworzyć.


Dimitra przyznaje w tym krótkim wywiadzie, że maluje to, co widzi pięknym, szlachetnym, prawdziwym i wartościowym. Oto pierwsze i najważniejsze powołanie sztuki.


Kwiaty i gałęzie


Noc wymalowała kwiaty i gałęzie
na swym krystalicznie czarnym płótnie. Każdy,
kto nie wpisze sobą nieba między gwiazdy,
albo zeń wypłynie, albo w nim ugrzęźnie.

Się zapatrzy w kolce, płaty, liście, pędy,
i się oczarować pozwoli przestrzeni,
lub dołączy do tych, co już zagubieni
nie wiedzą, w co wierzyć, ani żyć którędy.


12,
‘15

czwartek, 14 stycznia 2016

Krzyczeć światu

Z wdzięczności, szczęścia i pięknej muzyki. Nigdy wcześniej nie udało mi się nie tyle rozpocząć wiersza, co dokończyć go, cały czas słuchając muzyki. Polecam kanał Thomasa Zwijsena. I patrzenie na życie długodystansowo. Mnie ponownie otwarto oczy. I serce.

Tym razem oszczędnie w słowach, ale to, co najważniejsze i tak już powiedziałam. Dwadzieścia jeden tysięcy razy.




Czas jest po naszej stronie

Szczęśliwość życie tchnęła w przeszłości naszej lata.
Się w tobie świat otwiera i gra wspomnienie o  niej,
a serce twoje niczym jak sercem tego świata,
co wszystkim jest wszystkiego, a czas po naszej stronie.

Nam siebie podarował Najwyższy bez sprzeczności,
który służąc, zasiada na Nieb najwyższym tronie.
On daje czas nadzieją i słowa te w wierności –
czas jest po waszej stronie. Czas jest po naszej stronie.

Chcę trwać i wytrwać z tobą, tak byśmy powtarzali
miłości hymny krzykiem teraz, na starość - szeptem.
Albowiem oglądane wprost z góry czy z oddali
się ścieżki nie wydają wcale tak bardzo kręte.

Więc kiedy nas obmyją ostatniej deszcze słoty,
a z nimi się pojawi śmierć i na karku siędzie,
świat ten pożegnaj, ale pamiętaj, proszę, o tym –
czas jest po naszej stronie i nawet wtedy będzie.


01.
‘16