wtorek, 11 kwietnia 2017

Laj, koniku

Do wczoraj miałam przed oknem las. Kawałek jeszcze żyje, ale z reszty, z najładniejszej, ledwie ubielonej reszty postanowiłam zrobić pośmiertny użytek. Przetransportowałam zatem kwiaty na drugi koniec Krakowa, bo nic w codzienności nie musi być oczywiste.
Akurat oczywista codzienność być nie powinna.





Nokturn w czerni. Lustro


Samotnie kroczącego śród mnogości człowieka
swą pozorną harmonią tafla wody urzeka
dziewiczą, dziewiczą, dziewiczą.

W jej żyjącym krysztale błyski światłem się stają.
Ona niebo pomnaża, przy czym słońce swą mając
zdobyczą, zdobyczą, zdobyczą.

Owa nagroda złotem po tym lazurze tańczy
we wsze strony, ze wszech miar bez trosk czy jest to grań czy
przestrzenie, przestrzenie, przestrzenie,

i z tychże niejasności czerpie głębie swej siły,
które równie bezdenne oczy poprowadziły
w to lśnienie, w to lśnienie, w to lśnienie.


10.
‘16