We wrześniu wraz z pierwszakami Uniwersytetu
Jagiellońskiego pojechałam w góry, ku memu zdziwieniu, w dokładnie te same
miejsca, w których byłam bodajże cztery lata wcześniej ze wspaniałymi Kasią,
Pawłem, Mateuszem, Karolem, Michałem i Sławomirem. Mikołaj też się gdzieś tam
plątał.
I choć były to Pieniny napisałam piosenkę o
Bieszczadach. A raczej tekst, sam tekst. Na muzykę wciąż czekam.
Całymi dniami chodziliśmy po górach, wieczorami
śpiewaliśmy przy ognisku. Grzegorz, Tomek i Łukasz grali na gitarach. Kto nie
znał słów, korzystał ze śpiewnika. Ale przeważnie wiedzieliśmy, że Jolka, Jolka
pamiętała lato ze snów, oraz, że Kozak młody czule żegnał się z dziewczyną.
Jednak na szczęście kilku utworów nie znałam. Na
szczęście, bo wtedy we wrześniu – one same, jak i fakt, że - w tym przypadku -
siedemdziesiąt osób naraz wyśpiewywało słowa napisane często nie wiadomo przez
kogo. I ja też, siedząc w kole i śpiewając „Krajkę”, zapragnęłam stać się takim
nie wiadomo kim.
Bieszczadzki
wiatr
Dymy znad wzgórz unoszą się białe,
wiatr je rozmywa, bieszczadzki wiatr.
Tobie mnie zabrał bieszczadzki wiatr,
a serce me do gór przytwierdził na stałe.
Powietrze mlekiem senne poświęcił,
drzewa umocnił bieszczadzki wiatr.
Myśl kontroluje miłości kat –
tę do ciebie zabił, lecz do gór rozniecił.
I nigdy w życiu
przenigdy jeszcze
nie smakowała samotność tak
jak o poranku
bieszczadzkie powietrze,
w którym mnie więzi bieszczadzki wiatr.
I nie wiem wcale
dlaczego suną
ku górom myśli me a nie ku tobie,
ni czemu dalej
srebrzy się łuną
do Bieszczad miłość we własnej osobie.
Mrok z wolna rozwiesza nad wzgórzami
ten samozwaniec – niebo bieszczadzkie,
a w czerń tę wplata gwiazdy bieszczadzkie.
One są we mnie, więc są między nami.
Nie mogę dać ci, czego byś chciała,
gdyż zbyt daleko mnie przywiał wiatr
razem z największą z wszystkich moich wad:
że we mnie już tylko do gór miłość pała.
I nigdy w życiu
przenigdy jeszcze
nie smakowała samotność tak
jak o poranku
bieszczadzkie powietrze,
w którym mnie więzi bieszczadzki wiatr.
I nie wiem wcale
dlaczego suną
ku górom myśli me a nie ku tobie,
ni czemu dalej
srebrzy się łuną
do Bieszczad miłość we własnej osobie.
Dymy znad wzgórz unoszą się białe,
wiatr je rozmywa, bieszczadzki wiatr.
Mnie tobie nie odda bieszczadzki wiatr,
gdyż serce me w górach zostanie na stałe.
09.
‘14
A czemu tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, gdy
prawie każdą głowę zajmują myśli o śniegu, wypiekach i prezentach, rozmawiam z
Wami, drodzy odwiedzający, akurat o górach? W dniu, w którym powstał ten post
(tak, piszę te teksty najpierw „na brudno”, żeby oswoić się z nimi i po jakimś
czasie ewentualnie poprawić błędy), poszłam na spacer. Nieopodal
zamieszkiwanego przeze mnie obecnie miejsca w Krakowie przepływa rzeka. Była
przepiękna, niemal wczesnojesienna pogoda, słońce lśniło na tafli wody i tym
samym częściowo przysłaniało odbijające się w niej niebo. Właśnie ten obraz przypomniał
mi, że najwięcej nieba jest w górach. I harmonii, i spokoju, i piękna… Więc
jeśli ktoś z Was kiedykolwiek narzekał, że
nie lubi Świąt, wątpił w istnienie Boga lub w Jego miłość do nas, powinien przy
najbliższej możliwej okazji pojechać w góry. I tam starać się zrozumieć.
A zatem zrozumienia Wam życzę na te Święta, miłości
i miłosierdzia.