Otaczają mnie ludzie (choć „otaczają” to
zbyt dużo powiedziane), którzy nie mają czasu. Bo praca, praca, obowiązki,
obowiązki, jeszcze trochę pracy i może nauki – w końcu jesteśmy na studiach.
Dlatego w przerwach między czekaniem na jedną osobę, a drugą, wymyślam sobie
kolejne mniej lub bardziej rozwijające zajęcia. Z tym że ostatnio dopadła mnie
stagnacja. A po jakimś czasie z pomocą przyszedł internet. Znalazłam artykuł z
dziedziny tych motywujących do działania, acz nie żałośnie-oklepanych, i na
okoliczność tego wpisu pozwoliłam sobie dopuścić się przekładu kilku
wypunktowanych myśli z owego tekstu, najbardziej moim zdaniem wartościowych. Link
do całości poniżej.
7. Unikatowym jest to, co robisz oraz
kim jesteś, i nikt na świecie nie zrobi tego tak jak ty. Z tego właśnie powodu
musisz to zrobić sam.
11. Zmiana zaczyna się wewnątrz. Nie
patrz nazewnątrz siebie, by podjąć działanie. Spoglądaj do wnętrza.
22. Nie podporządkowuj się wyobrażeniu
innych o tym, „jak to się robi”. Jeśli twój sposób działa, pracuj!
Punkt dwudziesty drugi przypomniał mi o
zdegustowanej minie mojej mamy, gdy znowu siedziałam i „tylko” słuchałam
muzyki. A to przecież nic innego (przynajmniej w moim przypadku) jak gimnastyka
mózgu, analiza czegoś nowego i pobudzanie czasami przysypiającej kreatywności.
I podróż. Zawsze, zawsze, zawsze podróż. Na przykład w góry. Jesienią.
Jesienną
głęboką, bezwonną purpurą
Noc legła na zboczach gór błogo zlesionych
jesienną głęboką, bezwonną purpurą,
zaniósłszy dziękczynnych modlitw lekkie słowa
srebra bogom odwiecznym ich obu – chmurom.
Bezkresu majętność, co skrywa się w górskim
wieczorze jednako co w górskiej jesieni
zawarta w chaosu, hałasu jest braku,
lecz samotnią również, wibrując, się mieni.
Noc w jesień odziana swym tańcem zmęczona
na mchu uspokaja dech. Włosy jej lisie
wiatr przygładza szumem, trąca o ramiona;
a bezkres w stałości przygląda im się.
Choć rozpacz rozdziera go – by mogła skonać
pozwala raz jeszcze… Opadają liście.
06. ‘15
Noc legła na zboczach gór błogo zlesionych
jesienną głęboką, bezwonną purpurą,
zaniósłszy dziękczynnych modlitw lekkie słowa
srebra bogom odwiecznym ich obu – chmurom.
Bezkresu majętność, co skrywa się w górskim
wieczorze jednako co w górskiej jesieni
zawarta w chaosu, hałasu jest braku,
lecz samotnią również, wibrując, się mieni.
Noc w jesień odziana swym tańcem zmęczona
na mchu uspokaja dech. Włosy jej lisie
wiatr przygładza szumem, trąca o ramiona;
a bezkres w stałości przygląda im się.
Choć rozpacz rozdziera go – by mogła skonać
pozwala raz jeszcze… Opadają liście.
06. ‘15
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz