Dowiedziałam się w tym miesiącu, że moje teksty nie
wpisują się w nurt współczesnej liryki polskiej. Można (a nawet trzeba) kłócić
się z tym osądem, biorąc pod uwagę, że wszelka współczesność w polskiej sztuce zaczęła
się po 1945 roku. Niemniej, coby zadowolić moich przyszłych wykładowców z
wydziału polonistyki, napisałam „coś”, czego analizie pewnie z chęcią by się
oddali.
Kolejny
biało-wolno-prześmiewczy
Prześmiewczy, bo biały i wolny,
jak gdyby czarni na zawsze mieli być niewolnikami.
Trzy słowa tu
trzy tam
Pani miała obiekcje
bo od kiedy poezja ma rymy?
Pan milczał.
Wstyd mi z powodu tego, co robię
(Boże, czy miałam prawo postawić ten przecinek?)
ale tego sobie Państwo życzyli.
I jeszcze będę musiała nazwać to wierszem.
Nie, nie mam czelności.
Jeśli tak ma wyglądać współczesna polska liryka…
nie…
to ja będę Polakiem
tylko z dala od was.
A teraz koniec. Zaznaczam
bo z takim chłamem nigdy nic nie wiadomo.
10.
‘17
Natomiast w ślad za Barańczakiem, który
twierdził, że nie tłumaczy się dobrej poezji na poezję złą, postaram się
uratować ten wpis prawdziwym wierszem.
Ale będzie fajnie na tych studiach…
O poezji
W istnienia schyłkowość zagłębiam się chytrze
za moim w ślad mistrzem, wirtuozem, który
w oddali przygrywa na lirze, na cytrze,
na raz przypędzając niepogody chmury.
Stanąwszy, patrzę, jak leżąc będę konał
wsłuchany w poezji tchnienia przedostatnie.
Fraszką melodyja, heksametrem – chorał,
a czymże jest ten wiersz, tego nikt nie zgadnie.
Ja nic nie napiszę i nic już nie powiem.
Tak życie przegrałem z kretesem. Ten kretes!
całego mnie zawarł w melodii i słowie.
Powinno być smutno, a mimo to nie jest.
Tylko zdążę zakrzyknąć: „Non omnis moriar?!
Jam już jest umarły – ot cała historia”.
11.
‘13