Rozmiłowałam się w antologiach. Za sprawą
czytanej przeze mnie obecnie „Strofy o porach roku” przypomniały mi się utwory
Kazimierza Wierzyńskiego otwierające jego debiutancki tom „Wiosna i wino”, do
którego właśnie w tej chwili odsyłam.
Niezwykle melancholijny ten miesiąc. Melancholijny, jeśliby przyrównać go do pozostałych… A ja staram się oduczyć niewdzięcznego
nawyku porównywania: siebie do innych, mojego życia do żyć innych, mojej ciszy
do nie mojego śmiechu. To trudne, ale racjonalne. Każdy ma jedną historię. Choć wydaje
się, że zawsze ktoś ma lepiej, dla przeciwwagi miliardy ludzi zawsze mają
gorzej. Żadne to jednak pocieszenie, ot zwykła właściwość wszechświata. Dlatego
po raz setny trzeba robić swoje. Bo nagroda też będzie tylko twoja, Drogi
Czytelniku.
(fotografia autorstwa Carmine De Fazio)
Więc, porównując już po raz ostatni (albo
przynajmniej jeden z ostatnich), mimo wszystko wybieram Kazimierzowski pierwowzór.
I czekam na zieleń.
Naśladownictwo
z „Zielono mam w głowie”
Szarości mam w sercu i ból w nim
dudniący
ilekroć coś ze snu mnie raczy wybudzić.
Pod wiecznie niezmiennym niebem trwam niechcący,
czekając przez życie i stroniąc od ludzi.
A pragnę kochankiem świata stać się, co się
upajać, upijać i wiosną, i winem
potrafi, co słocie śmiechem gra na nosie,
i co zamiast smutkiem - człowiekiem być winien.
02.
‘16
ilekroć coś ze snu mnie raczy wybudzić.
Pod wiecznie niezmiennym niebem trwam niechcący,
czekając przez życie i stroniąc od ludzi.
A pragnę kochankiem świata stać się, co się
upajać, upijać i wiosną, i winem
potrafi, co słocie śmiechem gra na nosie,
i co zamiast smutkiem - człowiekiem być winien.
02.
‘16