Jeszcze połowa lutego przed nami, a świat
już domaga się wiosny. Trzynastego z zaczytania wyrwały mnie odgłosy muchy
obijającej się o szybę, kilka godzin później, gdy uchylałam drzwi na taras, by
wypuścić mojego psa na dwór, na głowę spadła mu biedronka. Na parapecie w
kuchni mama ustawiła rządek kolorowych hiacyntów. Naprawdę mnie to zadziwiło.
Do tej pory byłam święcie przekonana, że, wzorem lat poprzednich, długa i
mroźna zima wciąż jeszcze przed nami. A tu proszę…
W „Zwierciadle” Janusz Gajos prowadzi
Fotoblog. W każdym numerze drukowane są piękne fotografie jego autorstwa, nad
nimi motto. Nie słowa mnie jednak tym razem urzekły, lecz pejzaż. Polski,
zimowy, słoneczny. Lubię powtarzać, że jak się naczytam, to później piszę. Ale
nie tylko. Jak się naoglądam, to również. I choć śniegu na tej fotografii nie
da się przeoczyć, mój mózg zobaczył krajobraz wiosenny. Świeżość z niej
emanuje. Niemalże przedletnia.
Walentynki jednak z latem niewiele mają
wspólnego, ale jakoś przydałoby się skleić te dwa wątki, zatem (najprościej,
jak tylko można): kochajmy się!, że tak pozwolę sobie powtórzyć po panu
Mickiewiczu, i stale bądźmy w sobie zakochani. Ale od czasu do czasu zakochujmy
się też w świecie. Bo jest w czym.
Przecież
mogę
W jasność zapatrzeć się krajobrazu
nad ścieżki, którymi nikt ani razu
nie szedł ni myślą do marzeń nie zdolną;
i miękko w ciszę wstąpić śródpolną.
Przecież mi wolno.
Iść w nabożnego stanie zachwytu
po życie wolności i wiecznych świtów;
a przyodziawszy swą świeżą powłokę,
na zawsze wybrać z dwóch trzecią drogę.
Wszak przecież mogę.
02.
‘15