Za co kochamy drugiego człowieka? I jak
to się dzieje, że kochamy akurat tego, a nie tego stojącego obok? Ano za to (i
dlatego, i przez to, i pomimo), że jest on niepowtarzalnym zbiorem cech, cnót,
przywar oraz umiejętności. Źródłem takiej a nie innej wiedzy; skarbnicą
wspomnień i historii, także tych współdzielonych.
Na obraz kochanej osoby składa się też wszystko,
co my sami o tej osobie myślimy – nasze własne (również!) niepowtarzalne
postrzeganie jej dopełnia ją i dumnie stoi w szeregu pomiędzy tym, co w niej
piękne i tym, co dla niej typowe.
I choć na raz kilku ludzi może kochać
(lub może sądzić, że kocha) jedną i tę samą osobę, każdy z nich kochać będzie
inne jej oblicze. Zatem każdy kocha kogo innego.
Ale zanim to, trzeba się dać pokochać.
Nikt bowiem nie zachwyci się w tak ogromnym stopniu człowiekiem, który nic w
życiu nie osiągnął; który nic nie niesie w sercu, a jego bagaż doświadczeń i
zdolności jest pusty. Warto więc nad sobą pracować (oj, warto!) i stopniowo
zapełniać go, czerpiąc z okazji, jakie daje nam życie – rozwijając talenty,
pogłębiając wiedzę. Będąc dobrym; ciekawym świata. I całkowicie wykorzystując
wszystkie nadarzające się okazje.
PS
Dlaczego do powyższego tekstu wybrałam
akurat ten wiersz? Rozważałam inny, nieco starszy, idealnie współgrający z
myślą przewodnią tego wpisu, a mimo to zamieszczam „A…”, który choć przesłaniem
od tematu na pierwszy rzut oka odbiega, również traktuje o naturze człowieka. Porażki
kształtują nas nawet mocniej niż zwycięstwa. Ale nigdy całkowicie nie wiadomo
co jak się skończy. Więc zawsze należy próbować – by jak najwięcej osiągnąć,
ale i jak najwięcej doświadczyć.
A…
We wtórą swą skórę w kolorze czerni
i w blask niby słońca się przyodziewa,
gdy staje na deskach normie niewierny,
aby słowo przeżyć, by je wyśpiewać.
Więc już nie kinkiety nad jego głową
migoczą, lecz sam wiatr pysznie powiewa,
i tenże błękit ma na twarzy znowu
chłodzonej nim lekkim z prawa i z lewa.
A z ciszy eksplozja! smakiem rodzona,
czasem, sercem, chwilą i samowiarą.
Rozwiera wnet umysł, boskie ramiona!
Ach, już teraźniejszość sprawą wygraną…
Zwyciężył nad nocy godziną późną,
nielicznych zachwycił potęgą głosu,
lecz zgaszono lampy, a w mroku próżno
w czerń obleczonego jest szukać losu.
04.
‘15
‘15