czwartek, 19 maja 2016

Nie ma że boli – trzeba żyć

Z trzydniowego wrocławskiego święta muzyki wróciłam w towarzystwie pomysłów. Na rymy, na dźwięki, na najbliższą przyszłość. I od tamtej pory nowy – muzyczny – sposób postrzegania świata, nie tyle towarzyszy mi, co wręcz mnie prześladuje. I niezwykle mi z tym dobrze.
            Patrzyłam bowiem na ludzi, którzy robią swoje, którzy robią inne, i którym się w tym wszystkim udaje. I stwierdziłam – można! A ci, co twierdzą, że na scenie muzycznej/ literackiej/ filmowej/ jakiej bądź nie ma już miejsca i/lub wszystko już było… w sumie nie muszą nawet próbować. Tak jest łatwiej.
            A praca ma to do siebie, że łatwa nie jest. Pracuję więc nad przyszłymi wspomnieniami, bo nikt mi ich nie da, wmawiając sobie za każdym razem: ALEŻ OCZYWIŚCIE, ŻE CI SIĘ CHCE. A później każda minuta nowego doświadczenia uświadamia mi, jaka byłabym głupia, gdybym została w mieszkaniu.
            Statystyka na maj: 17 koncertów, 6 tekstów (jeden z melodią), 2 darmowe piwa, i jedna zakatarzona bratnia dusza.

(fotografia autorstwa Floriana Klauera)

Strofy o pracy


Ileż wszechstronności kryją wieki w piórze!
Ci na klawiaturze, tamci zaś na skórze
życia wypisują, a ja wciąż nie mogę
nadziwić się wzniosłej pisarstwa naturze.

Kreśli nowe światy, więc człowiecza ręka
raz jest chlebem miękka, raz czym głodu męka
przypomina sobie. I pisze, wciąż pisze,
gdy serce zaśmiewa się i kiedy pęka.


05.
‘16