Od jakiegoś czasu zastanawiałam się,
czym mającym choć odrobinę sensu podzielić się z Wami, Drodzy Odwiedzający, na
temat wyzwań. W sumie wiem o nich naprawdę niewiele, do pewnego momentu
zapierałam się przed nimi rękami i nogami; nie chciałam ich w swoim życiu. Z
obawy przed porażką rzecz jasna. I równie trudno, jak zacząć dążyć do
realizacji danego celu, jest uprzednio uświadomić sobie (i pogodzić się z
tym!), że każdy wyzwań potrzebuje. Każdy. Do samorozwoju, do samorealizacji, do
życia. Wiadome? Powszechnie. Oczywiste? Poniekąd również. Dlaczego zatem tak
opornie przychodzi nam zebrać się w sobie i wziąć sprawy w swoje ręce? Skoro to
dla naszego dobra…?
Motyw wyzwań mamy już oklepany. Bo tak
prawdę mówiąc cała wiedza, jaką na ów temat posiadam, pochodzi od niego. Dobrze
to i niedobrze.
Jeśli człowiek nie widzi miejsc, w które
chce dotrzeć – stoi w miejscu, nie rozwija się. Podobnie, jeśli większość uwagi
poświęca przeszłości. Można patrzeć wstecz, ale w ten sposób idzie się dużo
wolniej. (To były jego słowa, a teraz, uwaga, moje) Zrozumiałam, że oglądać się
za siebie warto tylko po to, by złapać oddech po wyczerpującym marszu; by
ocenić, jaką drogę się przebyło, by ewentualnie zachwycić się widokiem. A te z
góry są najpiękniejsze.
Zatem rozwój i ciągła praca nad sobą.
Ale nie każde wyzwanie musi od razu diametralnie zmienić nasze życie. Mało to
nawet prawdopodobne. Świat nie mógłby działać, gdyby powodzenie realizacji
celów każdy miał zagwarantowane odgórnie. Dobrze, że nie zawsze się udaje. Więc
żeby co rusz nie fundować sobie załamania nerwowego, powinno się, nie tyle
podchodzić do wyzwań z dystansem, co dbać o to, by było ich w codziennym życiu
sporo, ale małych. Anglicy używają terminu „baby steps”. Wszystko jest nauką.
Rozwój to proces i cel sam w sobie. Często także i zabawa. Małe wyzwanie,
którego efektem jest wiersz zamieszczony poniżej, właśnie zabawy formę
przybrało. Chciałam wreszcie znaleźć kilka rymów do tego jednego słowa.
Błahostka, małe wyzwanie. Rozwinęło mnie to jakoś? A czy pisanie w ogóle może
rozwijać?
Zapłaczmy
na pogrzebie
Wschód goni wschód kolejny, czas się
przez palce sypie,
a kartki z kalendarza żółkną
niepostrzeżenie.
Za krótkoś żył, byś życia odgadnąć mógł
znaczenie:
zapłakać na pogrzebie, lecz zatańczyć na
stypie.
Z pozoru dobrotliwe słońce z obłoków
łypie
na śnieżny puch, co ledwie przycupnąć
mógł na ziemi.
I nas tak stopi niemych, więc niemym
braciom niemi
zapłaczmy na pogrzebie i zatańczmy na
stypie.
Jednako jak ślad deszczu przetoczy się
po szybie,
o naszych bytach kiedyś wszechświata
czas zapomni,
i jedynie zwycięzcy prawdziwie na to
pomni
zapłaczą na pogrzebie i zatańczą na
stypie.
I nim zdążyło wieko trumny rzewnie
zaskrzypieć,
Kalendarzowe kartki zżółkły
niepostrzeżenie.
Jedno ma do nas wszystkich Pani Życie
życzenie:
Zapłaczcie na pogrzebie, lecz zatańczcie
na stypie.
02.
‘15
‘15
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz