sobota, 6 stycznia 2018

O bieli, gołębiu, poezji i macierzyństwie

Mieliśmy za zadanie napisać na nowo „wiersze” anonimowych autorów. Powieliłam pierwszy wers. Tak wyszło.


Kłęby obłoków jak rozstrzępione pióra

Kłęby obłoków jak rozstrzępione pióra
jawią się niknące ponad pagórami.
Gdzieś dźwięczy godzina nie wiadomo która.
Przedostatni goniec niósł radość. I zamilkł.

Szafir błyska bielą, tą bielą dziewiczą,
co ciebie na zawsze będzie przypominać.
Już nawet poeci nie łkają, nie krzyczą,
mija bezimienna kolejna godzina.

Wiem, że  nie istnieje już powrotu droga
i, że, co umarło, zmartwychwstanie w piśmie,
lecz co, jeśli biel ta już nigdy nie błyśnie?

Co jeśli i ona nie dotrze do Boga?
Poezja – jak matka – nadziei znamiona
przyniesie potomnym czy zrodzi i skona?



12.
‘17

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz