piątek, 11 września 2015

Póki co wrzesień

Napisaliśmy go razem. A raczej ja napisałam go z jego słów. Siedzieliśmy na trawie, po Wiśle pływały łabędzie. Powietrze pełne było słońca, a ja znowu miałam przed sobą jakąś przyszłość.

Czasami dobrze jest nie wiedzieć, na co się czeka. Ani na kogo. Czasami dobrze jest dać się porwać biegowi wydarzeń i nie starać na siłę ich przewidywać, determinować, ani umiejscawiać w kalendarzu życia. Taka beztroska pokora (pokorna beztroska?) odziera nas z dorosłości, z wszystkich dźwiganych na barkach lat. I robi się lżej.

Póki co wrzesień. A może jeszcze wcześniej.


A w listopadzie


A w październiku jeszcze nie umieć
światem radować się w pełni,
lecz szumieć już liści zielonych szumem;
chcieć tylko nim życie wypełnić.

A w listopadzie leżeć na trawie
i nurzać się w słońca promieniach.
Do swego wieku się nie przyznawać
i wieku swego nie doceniać.

A w grudniu tęsknić za listopadem,
lecz z roku nowego się cieszyć;
i iść wreszcie stanąć na baczność przed Panem
i nie móc w to szczęście uwierzyć.


11.
‘14

2 komentarze: