Wykorzystujmy wszystkie nadarzające się
okazje. To mój apel do Was, Drodzy Odwiedzający, ale także i do mnie samej.
Czasami wierzy się w coś mocniej, gdy się to czyta, a nie mówi; pisze, a nie
myśli.
Choć wiem, że to bardzo trudne.
Zazwyczaj jesteśmy niedostatecznie uważni, albo zwyczajnie się nam nie chce
przedsięwziąć, doświadczyć, zdecydować się na coś nowego. Może to też kwestia
strachu. Ja osobiście miewam za mało cierpliwości. Więc muszę coś z tym zrobić.
Bardzo często rozważając propozycję czy
zastanawiając się nad jakimś pomysłem, machamy ręką z rezygnacją i ze słowami:
„Nie, to nie dla mnie.” Ja już więcej tak nie zrobię. Obiecałam.
Ale czym w zasadzie są te możliwości?
Czas, los, zbieg okoliczności (jak kto woli) bombardują nas nimi codziennie.
Spędzenie samemu ze sobą w ciszy jeszcze kwadransa. Skręcenie przed powrotem do
domu w jeszcze jedną urokliwą uliczkę. Skorzystanie ze sposobności, by
porozmawiać ze starym znajomym/ z nowym znajomym/ z kimś, kto znajomym dopiero
będzie. Uśmiechnąć się do pani w sklepie. Przeczytać jeden wiersz bądź rozdział
więcej (albo w ogóle sięgnąć po dzieło nieznanego autora). Posłuchać innej
muzyki. (Napisać coś wreszcie na blogu). Obejrzeć zachód słońca. Małe rzeczy.
Ale to one nas budują. Nie mamy czasu na własność. Można nawet stwierdzić, że
nie należy do nas nic, prócz czasu ofiarowanego innym. I nic nam go już nie
odbierze. Tak samo jak niezliczonej ilości nadarzających się okazji.
I
presja
Błysnął w srebrno-szarej bieli
grafitowy tułów posłańca
piękna, cośmy nie widzieli,
chociaż od krańca do krańca
ziemi wszystkie cuda znane.
Nie zostawił nic po sobie
prócz wspomnienia, które człowiek
pochwyciwszy w ręce obie,
spod duszy wypuści powiek
i sam przyzna: „Zapomniałem.”
Więc oczekiwania rosną,
wieki się upominają,
by spisać wciąż nocną rosą
jak godziny upływają.
Pozostaje wiatru tchnienie
i myśl tajna, chęć gorąca,
i miłostka, oka mgnienie,
i… i presja. I wschód słońca.
06.
‘14
‘14
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz