niedziela, 10 maja 2015

Czasoprzestrzeń, przestrzenioczas

Gdy byłam mała (a przynajmniej mniejsza, bo wzrostem do tej pory nie grzeszę) wymyśliłam własną teorię czasu. Oznajmiłam sama sobie, że istnieją tylko przeszłość i przyszłość, a to, co je od siebie oddziela, co powszechnie uznawane jest za teraźniejszość, jest niemalże niewychwytywaną częścią sekundy, która rozpoczyna się i przemija szybciej, niż to sobie uświadamiamy. I owa teraźniejszość składa się właśnie z takich malutkich sekwencji następujących jedna po drugiej.

Zatem nieustannie się zmienia. Nie jest jednorodna.

Nic, prócz zbliżonej długości trwania tych miliardowych części sekundy, nie łączy tej obecnej z tą, która nastanie po niej. (O! już dawno przeszła do historii).

Czym więc może być ta teraźniejszość, zastanawiał się mój kilkuletni móżdżek, skoro w każdej chwili jesteśmy w stanie przeczekać kilka jej składowych i przeskoczyć do kolejnej teraźniejszości? Lawirować między przeszłością a przyszłością?; podróżować w czasie?

Teraz już prawie wcale nie zajmują mnie tego typu rozmyślania, ale kilka wpisów temu wspomniałam o terminie „wierszy ogólnych”, który również sam mi się nasunął i był ze mną od czasu do czasu tylko dlatego, że po prostu był. Poniższy tekst uważam za jeden z nich, ponieważ nie odnosi się do nikogo konkretnego, a mógłby. Mógłby równie dobrze zostać napisany przez każdego i w tym jego uniwersalność. Nie jest intymny (my jesteśmy zieloni). Ale i tak go lubię.


Jednodniowy. Stuletni

Nie wiem, czy w twoich pięknych oczach
spędziłem dzień czy cały wiek;
czym tysiąc widział oblicz słońca,
czy tylko jeden padał śnieg.

Nie wiem też ile to już razy
o twoich oczach rozmyślałem –
niebieskich bez najmniejszej skazy,
ni kim się przez nie właśnie stałem.

Czystością one przewyższają
błękit bezkresny wczesnoletni,
i za nie cię kocham. Podpisano:
ja Jednodniowy bądź ja Stuletni.


07.
‘14

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz